Zmęczeni myślami
My ludzie XXI wieku ogromnie dużo myślimy. Myślimy, bo taki mamy plan albo dlatego, że nie potrafimy przestać. Praktykując medytację, stajemy przed wyzwaniem ułożenia sobie życia z myślami. W czasie pandemii wiele osób narzeka na zmęczenie, często ma formę przeciążenia myślami. Jest nam z nimi trudno, bo jest ich dużo, czasem dużo za dużo w stosunku do tego, ile możemy przyjąć. A czasem myśli są tak bardzo ciężkie, że pojawia się obawa, czy one nas nie zdominują, nie zatopią. Kiedy karuzela przewidywania katastrofalnej przyszłości mocno się rozkręci, powstać może zupełnie absurdalna obawa, że myśli przejmą nad nami kontrolę i pozbawią nas życia.
Z męczącego nadmiaru myśli wyrasta marzenie o uwolnieniu się od nich. Spójne wydaje się wnioskowanie, że skoro jest nam źle z myślami, to gdy się ich pozbędziemy, poczujemy się szczęśliwi. To błędny wniosek i bezskuteczna walka o pustkę w głowie. Umysł ma bowiem myśli zawsze, podobnie jak w ustach jest zawsze wilgotno, bo jest w nich ślina. Myśli są jak wydzielina mózgu, dopóki żyjemy myślimy. Podczas medytacji nie walczymy z myślami. Nawet wtedy, gdy pojawia się myśl: Te myśli mnie wykańczają!, nie staramy się wypychać myśli na siłę. W praktyce uważności obserwujemy jedynie, co się dzieje. Nie wypychamy myśli trudnych i nie produkujemy myśli dobrych. Bez walki i bez lgnięcia.
Medytacja nie wyklucza myśli
Ani nie staramy się myśleć pozytywnie, ani nie opróżniamy umysłu z myśli. To nie brak myśli stanowi o medytacyjnej jakości świadomości. Wychodzimy poza myślenie zerojedynkowe, że myśli są złe, a pusta głowa jest dobra. Kiedy po kilku chwilach medytacji mindfulness wykorzystujemy oparcie dla uwagi, ilość myśli zwykle spada. W miarę rozwoju medytacyjnych umiejętności odczuwamy więcej przestrzeni i mniej myśli. Stopniowo odkrywamy, że możemy być z myślami w inny sposób niż do tej pory. Mianowicie możemy nie tylko mieć myśli, ale także zdawać sobie sprawę z tego, że momentami jesteśmy przez nie tak pochłonięci, że tracimy świadomość tego, że myślimy. To jest właśnie utracenie bieżącej chwili na rzecz podróży w czasie ku chwilom minionym lub przyszłym.
Obserwowanie z miejsca przed słowami
W miarę rozwijania praktyki zauważamy jednak, że możemy mieć myśli i nie być przez nie zdominowani. Możemy obserwować myśli i przerwy pomiędzy nimi. A jeszcze dalej krocząc ścieżką rozwoju duchowego, odsłania się możliwość kolejnego kroku i badania, kto jest tym, kto obserwuje. Krok po kroku wyłania się świadomość, przedmiot zainteresowania najstarszych praktyk duchowych. Świadomość i moc wyboru. Mogę rozwijać umiejętność przebywania w stanie naturalnym, w miejscu tuż przed tym zanim będą rządzić myśli. W tym stanie myśli istnieją, lecz nie przejmują kontroli! Trudno to opisać. Kontakt z tą częścią świadomości, a właściwie z podstawą świadomości, obejmuje sferę przed słowami. Czasem bezradni stajemy wobec próby mówienia o tym, co jest przed słowami. Przeczuwamy nowy język jeszcze bez zabarwienia i kształtu, jest tuż przed słowem.
Rola nauczyciela mindfulness
Aby się nie pogubić, potrzeba nam nauczyciela. Czasem odpowie na pytania, lecz jeszcze bardziej ważne jest to, że on lub ona pytania zadaje. Pytania odsłaniają nasze założenia, nasze myśli, które subtelnie sterują świadomością. Każdy nietrenowany w medytacji umysł poddany jest dyktatowi myśli. Motamy się z nową wersją treści, ustalamy co jest dobre a co złe. Tymczasem celne pytanie wytrąca wszystkie te nitki z ręki w jednym momencie. W zen mamy w tradycji przekazu liczne obrazy takiego momentu, w którym nauczyciel wytrąca uczniowi jednym pytaniem wszystko, do czego umysł ucznia przylgnął. Całość wyłania się w swoim czystym naturalnym stanie – całe dno razem z oceanem, niebem w nim odbitym, wszystkimi stworzeniami i gwiazdami razem z wolnością i wdzięcznością tego, który zauważa.